Kolorowe jarmarki? To stara piosenka!



Kolorowe jarmarki? To stara piosenka! Taka była odpowiedź kilku osób zapytanych o kolorowe jarmarki. To rzeczywiście stara piosenka, także w przenośnym znaczeniu. Starszemu pokoleniu piwniczan owe kolorowe jarmarki kojarzą się bowiem z piwniczańskim rynkiem, mnóstwem ludzi przyjezdnych, występami Maryli Rodowicz, Krzysztofa Krawczyka, kilkudniowym świętowaniem. To był rok 1978, lipiec – huczne Dni Piwnicznej, według scenariusza Mariusza Waltera z TVP2, huczne, bo nasze miasteczko obchodziło 630-lecie istnienia. Otwarto wtedy (w przyspieszonym terminie) obecny Dom Kultury po dość długo trwającym remoncie, w trybie przyspieszonym oddano do użytku ośrodek „Czercz”, w którym stacjonowała cała ekipa telewizyjna i wykonawcy programów, odremontowano kilka chodników miejskich („autorzy” tego sukcesu wyliczyli skrupulatnie, że było to 2,5 km), mieszkańcy Rynku odnowili elewacje swoich domów. Jak święto, to święto! Przywołam jednak dzisiaj coś, co może warto wskrzesić przy okazji lipca, w którym tradycyjnie obchodzimy Dni Piwnicznej.

W tamtym lipcu oprócz gwiazd z wielkiego świata, piwniczanie usłyszeli po raz pierwszy piosenkę o Piwnicznej. Jej autorem i wykonawcą był Andrzej Górszczyk, pedagog, przez wiele lat dyrektor Domu Dziecka w Rytrze i sądecki artysta kabaretowy, autor wielu tekstów poetyckich, satyrycznych. W rodzinnym archiwum zachował się nie tylko tekst, ale i zapis nutowy piosenki, a więc 

Tylko w Piwnicznej /tango/

Słowa i muzyka Andrzej Górszczyk

Dolina Czercza jest słoneczna
Sucha Dolina jest zielona
zbocza Kicarza są łagodne
a zaraz obok właśnie ona;
Na Rynku studnia, wokół drzewa
i ulic kolorowe sznury,
Źródlanej wody rwą potoki
a ścieżki z wolna pną się w góry.
Różne bywają perypetie,
surowa bywa życia szkoła,
Raz było gorzej a raz lepiej
raz było smutno, raz wesoło…
I w twoim życiu tak się zdarza,
że czasem wyjdzie karta zła,
Przyjedź, posłuchaj jak ta ziemia,
Popradzkie tango gra.

Refren

Wyliczać tu można tysiące szczegółów 
 i chwalić zalety jej liczne. 
To tango popradzkie jest głosem ogółu 
czy można nie lubić Piwnicznej?
Tylko w Piwnicznej mogę śpiewać takie tango 
Tylko Piwniczna temu tangu daje szyk, 
Choć są na świecie miasta nieco wyższe rangą, 
To na jej urok obojętny nie jest nikt.
Tylko Piwniczna tyle w sobie ma uroku, 
Chociaż jej wdzięki mają ponad sześćset lat, 
Tylko Piwniczna nie wymaga makijażu, 
by się podobać, bo podoba się i tak!

W poemacie „Beskidy” tego samego autora czytamy wersy jakże miłe sercu piwniczan:

Zielono tutaj, kolorowo
Czasem jarmarki, czasem spokój
tylko ten Poprad rozpędzony
tylko ci ludzie z ogniem w oku...
Góry i lasy, czyste nieb
oddech głęboki i znów praca.
 Piwniczna żyje, biją źródła
Zawsze będziemy tutaj wracać.

To pamiętne 630-lecie wspominano długo, bo przez tydzień prawie miasteczko żyło innym życiem. A było co wspominać, bo uczestnicy otrzymali nie tylko solidną porcję rozrywki, ale też nieco wiedzy historycznej. Bowiem na  rozpoczęcie obchodów rocznicowych nieżyjący już prof. Józef Długosz, piwniczanin, wygłosił interesujący odczyt o dziejach kazimierzowskiego miasteczka, pokazano niektóre dokumenty z przeszłości m.in. przywileje królewskie. To były inne czasy i inne priorytety w organizacji uroczystości, szczególnie rocznic historycznych.

Ponad sześćsetletnie miasteczko przeżywało w tamtych dekadach okres prosperity wczasowo-turystycznej opierającej się na bazie wynajmowanych przez przedsiębiorstwa turystyczne „Gromada” i „Turysta” kwater prywatnych w domach mieszkańców Piwnicznej. Piwniczna przyciągała krajobrazem, czystym jeszcze Popradem, łazienkami z ofertą kąpieli mineralnych i borowinowych, niewielkim, ale ciekawym parkiem przy łazienkach, pięknym ukwieceniem miasta (słynne kosze kwiatowe). Dbali o to ludzie mający pasje, jak np. ogrodnik p. Jan Mucha. (Tej wiosny z przyjemnością obserwuje się mrówczą pracę sympatycznej ogrodniczki p. Agnieszki Gruceli wokół Ośrodka Kultury i na skwerach Rynku bogaconych zielenią i barwami rabatowych kwiatów.) Wielkie powodzenie miało „pachnące chlebem” pieczywo bez ulepszaczy z wielkim wyborem bułeczek, rogalików i innego piekarniczego drobiazgu z piekarni p. Stefana Hyli, lody i kawa w małej kawiarni p. Jana Reicherta. To wszystko miało swój smak, swoją atmosferę miejscowości wypoczynkowej cichej, spokojnej, dającej wytchnienie ludziom z wielkich miast dosłownie na łonie natury. Po latach zdarzało się słyszeć od ludzi tu przyjeżdżających pochwałę tej właśnie atmosfery, koszy kwiatowych, czy tego, co zapamiętało podniebienie.

Przez prawie półwiecze od tamtych zdarzeń świat niewyobrażalnie skoczył do przodu. Ale trzeba pamiętać o przeszłości, aby właściwie odnieść się do teraźniejszości i czasów przyszłych. Czasem drobiazgi przywołują znaczące fakty, ludzi. Nie bójmy się wspomnień. To część naszej tożsamości – każdej społeczności i każdego z nas.

1 lipca 2021

Maria Lebdowiczowa

Popularne posty z tego bloga

Jak powstała "Szkoła nad obłokami"

„O słoneczko wyszło” Wspomnienie Michała Nakielskiego

W lecie ta liczba redukuje się do połowy, a reszta pasie bydło, gęsi i nierogaciznę