„34-ty raz”

Patrząc na bizantyjskie mozaiki, zastanawiamy się z czego wynika ich niezwykłość i ponadczasowość? Historyk sztuki wyjaśni nam teologiczną wymowę przedstawionych scen, sens układu kompozycyjnego palców tłumaczących dogmaty wiary. A my, po prostu patrzymy, chłoniemy piękno, dostrzegając harmonię świata, stoimy, tacy mali, pod kopułą z wizerunkiem Chrystusa Pantokratora. Zobaczymy i zrozumiemy doskonałość dzieła dopiero wtedy, gdy z pewnej odległości obejmiemy wzrokiem całą misterną mozaikę, kolorowe płytki w naszej wyobraźni zawirują obrazem, a jego wymowa skrystalizuje się w treść zrozumiałą dla mózgu.

Tak właśnie jest z historią. Można się zastanawiać, po co ją badamy, uczymy, pielęgnujemy? Historia jest właśnie taką mozaiką. Losy ludzi jak kolorowe płytki mozaiki tworzą obraz czasu przeszłego, który chcemy poznać, aby zrozumieć harmonię świata, nasze w nim miejsce, dotknąć prawdy. Te doświadczenia ludzkie, wbrew temu co my chcielibyśmy odkryć, nie są białe lub czarne, są różnokolorowe, mają wszystkie odcienie palety barw. Ludzie motywowani różnymi przesłankami nie byli zawsze bohaterami lub złoczyńcami. Wykonywali to, co w danej chwili, sekundzie, uznali za właściwe dla nich lub ich rodziny. Chcąc poznać ich motywację, musimy wzrokiem objąć cały obraz takiej własnej mozaiki, nie możemy wpatrywać się w wycinek lub patrzeć z bliska, bo wtedy widzimy tylko kolorowe płytki ułożone w chaotyczne wzory…



Miejsko – Gminny Ośrodek Kultury im. Danuty Szaflarskiej w Piwnicznej – Zdroju zorganizował projekt: ,,Pod nosem okupantów”. Młodzież z terenu miasta i gminy uczestnicząca w tym przedsięwzięciu zmierzyła się z taką właśnie mozaiką. Poznała losy przewodników i kurierów beskidzkich z czasów II wojny światowej. Uczniowie przemierzali miejsca ich działalności. Zrozumieli zawiłość ludzkich losów rzuconych w bezlitosny wir machiny wojennej. Heroiczna postawa tych osób w czasie II wojny światowej, ofiary i poświęcenie, niejednokrotnie oddanie życia, musi być dla nas jednoznacznym kierunkowskazem moralnym. Współcześnie wielu ludzi neguje konieczność wychowania w duchu patriotyzmu. Zapominają oni, że nie mogliby dziś głosić tych tez w Polsce i w języku polskim, gdyby nie ofiary, śmierć ludzi, którzy za naszą dzisiejszą wolność ojczyzny oddali przysłowiową daninę krwi. To o nich dowiaduje się młodzież uczestnicząca we wspomnianym projekcie ,,Pod nosem okupantów”.




Widz według słów słynnego reżysera Alfreda Hitchcocka powinien w pierwszych scenach filmu zostać wciśnięty w fotel kinowy, przytłoczony napięciem, które z minuty na minutę będzie opadać aż do końca filmu. Skupmy zatem uwagę na pewnej scenie…, wyłuszczymy ją z mozaiki dziejów - to misja Jana Karskiego przeprowadzona w maju 1940 r. Zasłynął on jako ten, który przekazał informacji o Holokauście na Zachód. Rozmawiał osobiście z największymi postaciami ówczesnego świata - z Rooseveltem, prezydentem USA 23 lipca 1943 r w Waszyngtonie i premierem Edenem (ówczesnym ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii).

Interesy wielkich mocarstw kolidowały jednak z wizją niepodległej Polski, samostanowiącej o sobie i w granicach z 1939 r. Sojusznikiem w czerwcu 1941 r. dla nich stał się nasz okupant ZSRR.

Głos Karskiego jak i ogólnie sprawa Polski była dla aliantów niewygodna, a jego informacje o tym, co dzieje się w okupowanej przez Niemców i Rosjan Polsce, były wręcz niepojęte.

Złożoność losów ludzkich możemy odkryć, gdy wyczyścimy te zakurzone pyłem dziejów płytki mozaiki. Wycierając dostrzegamy blask minionego czasu, zaszokuje nas ich pozorna przypadkowość i chaos. To chwile decydują o tym, co najważniejsze, a życie jak pociąg mimowolnie bez naszej wiedzy i woli wjeżdża na ślepy tor, pędząc ku nieuniknionej katastrofie. Takich chwil w życiu Jana Karskiego jak i osób, z którymi się zetknął wykonując misję kurierską w maju 1940 r, było wiele. Ci, którzy pomagali Karskiemu, nawet nie wiedzieli, kim jest ten elokwentny, wysportowany i znający wiele języków mężczyzna, ale czasami przypłacili życiem znajomość z nim. A on sam, już po wojnie żyjąc przez dziesiątki lat na emigracji w USA nie wiedział o ich losie. Prawda o mrocznych czasach wojny zabrała wiele istnień ludzkich, aby Karski mógł żyć oraz jego wiedza, której stał się depozytariuszem jako kurier Polskiego Państwa Podziemnego (Polskiego Rządu na Emigracji).

A jak rozpoczęła się misja Jana Karskiego? W maju 1940 r. Jan Karski pod ps. ,,Piasecki” przybywa do Nowego Sącza. W domu przy ulicy Matejki 2 poznaje rodzinę Rysiów m.in. rodzeństwo Zofię (wybitną aktorkę teatralną i filmową) i Zbigniewa. Później zostaje przeniesiony do bezpiecznego mieszkania przy Lwowskiej 13 (należało do Władysława Żaroffe). Powołując się na pełnomocnictwa, prosi o pomoc w dotarciu na Węgry.

A gdzie w historii nasza Piwniczna? Tak się to zaczęło…

Jest koniec maja 1940 r. Możemy wyobrazić sobie ciepły, słoneczny dzień. Słońce, które odbija się refleksami od nurtu Popradu. Patrzymy przez uchylone okno przedziału kolejowego, do którego wpada ostry dym parowozu pomieszany z zapachem kwitnącego bzu… Obok Karskiego w pociągu z Nowego Sącza do Piwnicznej jedzie Franciszek Musiał i prawdopodobnie Władysław Gardoń. Obaj są doświadczonymi przewodnikami beskidzkim. ten pierwszy ma za sobą rekordową liczbę 33 ,,bezawaryjnych rajdów” do Budapesztu. Te fakty decydują, o tym, że Karski najpierw z rozkazu Franciszka Galicy, ówczesnego szefa inspektoratu ZWZ w Nowym Sączu, zostaje przydzielony do Zbigniewa Rysia, a ten przekazuje go w ręce Gardonia i Musiała, osób siedzących obok niego w pociągu. Ich misją jest przejście trasy do Budapesztu. Pociąg mija Barcice, nasi bohaterowie ostrzeżeni przez niezidentyfikowaną osobę wysiadają w Rytrze, prawdopodobnie unikając aresztowania. Docierają do Piwnicznej i znajdują schronienie na plebani u ks. proboszcza Piotra Lewandowskiego. Następnie udają się w stronę Suchej Doliny do Kosarzysk w okolice pasma szczytowego Eliaszówki. Tam przekraczają granicę polsko – słowacką (Generalnego Gubernatorstwa i Pierwszej Republiki Słowackiej). Po czterech dniach marszu w deszczu podejmują decyzję o przenocowaniu we wsi Demjata na północ od Preszowa. Karski jest osłabiony. Gościny udziela znany kurierom słowacki gospodarz, z którego usług zapewne wcześniej i za uzgodnioną opłatą korzystali już przewodnicy. Gdy śpią, zdradza ich żołnierzom żandarmerii, którzy ich aresztują. Karski później wspomina, że miał przy sobie mikrofilm, którego jako kurier nie mógł przewozić. Było to wbrew regułom konspiracji. Wszystkie informacje, jakie miał przekazać, musiał nauczyć się na pamięć, aby w chwili ewentualnego aresztowania być bez jakichkolwiek dowodów obciążających kogokolwiek. Mikrofilm wciska mu w Krakowie przed samym wyjazdem do Nowego Sącz jeden z polityków/działaczy państwa podziemnego. W chwili aresztowania Karski prześwietla, jak mu się wtedy wydaje, całą rolkę i wrzuca do wiadra z resztkami. Śledztwo pokaże, że był w błędzie, a ostatni nie prześwietlony slajd będzie koronnym dowodem jego przynależności do Polskiego Państwa Podziemnego. Ten mikrofilm i znaleziona przy nim fiolka cyjanku uświadamiają preszowskiej żandarmerii, że aresztowani są ważnymi osobami w hierarchii ZWZ. Funkcjonariusze odsyłają Polaków do aresztu w Muszynie, gdzie kontynuowane jest śledztwo. Co się z nimi stanie? Franciszek Musiał do końca wojny przebywać będzie w obozach koncentracyjnych, a Władysław Gardoń zostaje rozstrzelany.
 
Kurier Franciszek Musiał z synem
zd. Arch. Muz. Okr. w Nowym Sączu, sygn 72304, 13/82


A Karski? Oficerowie wszelkimi sposobami starają się wyciągnąć od więźnia informacje. Nie dają się nabrać, iż zdjęcia z mikrofilmu to ruiny Warszawy. Karski po brutalnych torturach wyjawia współwięźniom, że pogodził się z losem i zamierza popełnić samobójstwo, gdyż nie wytrzyma następnego przesłuchania oraz powie Niemcom powierzone mu informacje będące celem misji. Czy to kulminacyjny moment tej narracji? Może tak, na pewno uświadamia nam beznadziejność losów ludzi w czasie wojny. To nie paradoks, ale próba samobójcza ratuje życie Karskiego. Na oczach współwięźniów podcina sobie bowiem żyły w okolicy nadgarstków, żyletką ukrytą w podeszwie buta. Zaalarmowani krzykiem strażnicy tamują krew i zawożą go do szpitala w Nowym Sączu. Miejscem tym kieruje doktor Jan Słowikowski, (po wojnie profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, wybitny chirurg dziecięcy), który natychmiast przekazuje informacje o swoim nowym pacjencie do ZWZ. Szybko zostaje podjęta decyzja w ZWZ o jego uwolnieniu. Odbicie organizuje Zbigniew Ryś, który rozkaz otrzymuje od Stanisława Suskiego - emisariusza przybyłego bezpośrednio od gen. Władysława Sikorskiego lub, jak podaje inne źródło od Franciszka Żaka, jednego z szefów ZWZ w Nowym Sączu. Ryś organizuje grupę składającą się z Karola Głoda, Tadeusz Szafrana i Józefa Jenota. O tym jednak nie wie Karski, który na własną rękę podejmuje wysiłki, aby uciec ze szpitala. Nie znając realiów, podejrzewa personel szpitala o niechęć do niego. Pomóc ma mu w ucieczce znana z domu przy ulicy Matejki 2 - Zofia Ryś. Prosząc o spotkanie z nią wciąga ją w wir konspiracji. Kobieta przy pomocy jednej z zakonnic pracujących w szpitalu w przebraniu pielęgniarki spotyka się z Karskim . Emisariusz podaje jej adres w Krakowie, z którego ma przywieźć do Nowego Sącza pieniądze na zorganizowanie ucieczki i dalszą działalność (ponoć 10.000 zł) oraz truciznę w fiolce na wypadek ewentualnego fiaska ucieczki. Przepustkę na wyjazd do Krakowa Zofia Rysiówna otrzymuje legalnie od komisarza cywilnego niejakiego Heina. Ta przepustka, jak przysłowiowa nitka, zaprowadzi później prowadzących śledztwo Niemców do domu Rysiówny i stanie początkiem tragicznych wydarzeń. Ona sama z numerem 7286 zostanie więźniarką kobiecego niemieckiego obozu w Ravensbruck od września 1941 do jego wyzwolenia w 1945 r.

28 lipca 1940 r. to data akcji ,,S” w wyniku, której uwolniono z więzienia Jana Karskiego. Pilnowało go dwóch funkcjonariuszy granatowej policji, którzy współpracowali z Polakami. Według dostępnych przekazów, aby zachować pozory przypadkowość jeden z nich ,,zamyka się w toalecie”, a drugi zostaje uśpiony środkiem wsypanym do napoju. O 23.00 Karski niepokojony przez nikogo wymyka się z sali szpitalnej i przez okna na I piętrze przy pomocy grupy Rysia ucieka w stronę rzeki Kamienicy. Przebiera się w wcześniej zakupiony przez nich garnitur (700 zł). Dla zmylenia ewentualnego patrolu z psami tropiącymi brodzą w nurcie Kamienicy, u jej ujścia do Dunajca przesiadają się do kajaków. Nocą z nurtem rzeki płyną do Marcinkowic, gdzie przejmuje Karskiego Jan Morawski. Morawski, właściciel dworu i majątku w Marcinkowicach przekazuje go w ręce zaufanego gajowego Feliksa Widła. Ten po kilku tygodniach, aby Karski nie dostał się w ręce gestapo, wysyła emisariusza przy pomocy rotmistrza Lucjana Sławika do odległych o ok. 22 km Kątów koło Iwkowej. Karski w majątku Sławików udaje kuzyna rodziny z Krakowa i pracuje jako ogrodnik. Leczy rany powstałe w wyniku śledztwa i tortur. W lutym 1941 r. wykurowany i w pełni zdrowy przenosi się do Krakowa. Tak kończy się piwniczańsko – sądecki etap dziejów wojennych Jana Karskiego.

Niemcy w odwecie rozpoczynają śledztwo, w efekcie którego w większości przypadków osoby związane z misją Karskiego i ich rodziny zostają zabite. 21 sierpnia 1941 r. w Biegonicach rozstrzelano z broni automatycznej 44 sądeczan. Bezpośrednią przyczyną egzekucji była m.in. właśnie zemsta Niemców za uwolnienie Karskiego. Szef Zamiejscowej Placówki Policji Bezpieczeństwa - Granicznego Komisariatu Policji w Nowym Sączu, SS - Obersturmführer Heinrich Hamann wydał rozkaz rozstrzelania elity ówczesnego Nowego Sącz. W egzekucji zamordowano m.in. malarza Bolesława Barbackiego, księdza Władysława Deszcza i ks. Tadeusza Kaczmarczyka, wikarych z kościoła św. Małgorzaty. Ginie tam też jeden z policjantów pilnujących w szpitalu Karskiego - Józef Jeżyk. Drugi z policjantów Józef Laskowik (ojciec znanego w latach 70/80 XX w. artysty kabaretowego Zenona) w niewyjaśnionych okolicznościach wyjeżdża z Nowego Sącza. W okolicach Grodna (tam w marcu 1945 rodzi się wspomniany Zenon) zostaje aresztowany i zesłany jak wielu Polaków na Syberię.

Gdy myślimy o wydarzeniach związanych z II wojną światową wyobrażamy sobie: Westerplatte, ułanów znad Bzury, myśliwce nad Londynem, zimny poranek kwietniowy w lesie gdzieś pod Katyniem lub może płonące ruiny Warszawy oglądane przez żołnierzy dywizji Kościuszkowskie z praskiego brzegu Wisły. A przecież historia to losy naszych dziadków, ojców. Może któryś z nich ostrzegł swoich kolegów, Musiała i Gardonia, aby wysiadali szybko z tym nieznajomym w Rytrze, bo Niemcy przeszukują wszystkich w pociągu…

Te losy przeplatają się między rodzinami, latami, epokami, historia się toczy, my żyjemy i w sztafecie życia, przekazując życie, przekazujmy historię. Determinuje to naszą przyszłość i nadaje sens teraźniejszości. 

                                                                                                                                                     Pod.red. Ż.Ł.

Popularne posty z tego bloga

„O słoneczko wyszło” Wspomnienie Michała Nakielskiego

Jak powstała "Szkoła nad obłokami"

"Szkoła nad obłokami"