„O słoneczko wyszło” Wspomnienie Michała Nakielskiego

Nakielski Michał i jego syn Krzysztof.
Fot. Montaż na bazie fotografii Piotra Droźdika


Brakło dobrego człowieka – wspomina synowa, był to człowiek wysokiej kultury – mówi wnuk, syn wymienia jednym tchem: życzliwy ludziom, wyrozumiały, bezstronny, z poczuciem humoru, wnuczka dodaje: kochał słońce, wyczekiwał na nie i komentował zadowolony „o słoneczko wyszło”. Wspominają: nigdy nie grymasił, zjadał posiłek i zawsze dziękował, na nic się nie skarżył. Kiedy kilka lat przed śmiercią stracił wzrok na jedno oko, też nikomu nic nie powiedział, tak że rodzina nie wie dokładnie, kiedy to się mogło stać. Na pewno nie było to z niedbalstwa, ponieważ dbał o swój wygląd, a także miał swój standardowy plan dnia. Tutaj jednak trzeba dodać, że nie pośpieszał, nie wywierał presji, a odstępstwa były mile widziane, zwłaszcza jeśli dotyczyły „wygłupów”.
Michał Nakielski - fot. z rodzinnego archiwum

Na bosaka biegłem do szkoły

Pochodził z Przysietnicy. Urodził się na Polanie Pieniężnej pod Radziejową 27 czerwca 1933 roku. Był najstarszy z dziewięciorga rodzeństwa. Barbara Paluchowa spisała jego wspomnienie dzieciństwa i młodości:

- Tata pracował w lesie. Był drwalem, ponadto razem z mamą prowadził 1,2 ha gospodarstwo rolne z uprawą ziemniaków i zboża. Dzięki temu można było wyżywić krowę. Od rana pasłem krowę i cielątko, a gdy przychodziła babka Marysia (z Garwolów), to ja, jak stałem, na bosaka biegłem do szkoły, trzymając pod pachą książkę „Ster”, którą czytałem podczas pasionki, a która była jedną książką dla całej klasy. Siedmioklasową podstawówkę ukończyłem w r. 1947. Chciałem się uczyć dalej w Technikum Kolejowym w Nowym Sączu. Niestety zginęły gdzieś moje dokumenty. Co było robić, zacząłem z ojcem pracować w lesie. Była to praca na terenie Nadleśnictwa Rytro. Potem przez 2 lata (1949/50) w Państwowym Gospodarstwie Rolnym byłem juhasem na halach Mochnaczki, Tylicza i Muszyny. Chodziło ze mną ok. 400 owiec. […] Po tym krótkim juhasowaniu wróciłem do pracy w Nadleśnictwie Stary Sącz, Leśnictwo Gaboń. […] Pracowałem do 1953, do momentu powołania do Ludowego Wojska Polskiego w jednostce 2460 – Jarosław. Po służbie i wyjściu do cywila rozpocząłem, jak wielu moich kolegów, pracę w Milicji, gdzie pracowałem przez 30 lat do r. 1985.

Dodam, że przez 20 lat był też członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Piwnicznej.

Nie utył na tej służbie

Milicja to formacja znienawidzona przez niektórych, ze złą sławą, ale jak każda duża formacja skupiała różnych ludzi, a charakter służby różnił się w zależności od miejsca. W zbiorach Biblioteki Narodowej zachowały się dwa poufne skrypty wykładów z zakresu służby śledczej, jakie prowadzono niedługo po zakończeniu II wojny światowej. Jak zaznacza historyk Kamil Janicki: Wytyczne zdecydowanie zaskakują. Są nowoczesne, humanitarne i… kompletnie sprzeczne z tym, co wiemy o faktycznym działaniu MO. Według skryptu należało zachować takt, być ludzkim, ale gdzie potrzeba tego wymaga, umieć wystąpić energicznie i okazać się nieugiętym. Nie wiem, czy Pan Michał był na takim szkoleniu, ale te słowa zdają się dobrze oddawać charakter jego służby. Kiedy pytam ludzi, mówią - to był porządny człowiek, milicjant, ale nie utył na tej służbie. Wspominają, że zjednywał sobie ludzi swoim opanowaniem i wyrozumiałością. W domu zasadniczo nie pojawiał się temat pracy, a kiedy ktoś go poruszał raczej milkł i patrzył wzrokiem człowieka, który nieraz musiał hartować swoją wrażliwość, ale nigdy się od niej nie odciął.

Michał Nakielski Fot. Ewa Sowińska

To tak, jakbym zachował na zawsze coś ze swego dzieciństwa, jakbym był wciąż wierny ojcu.

One go uratowały – mówi rodzina, kiedy pytam skąd zainteresowanie Pana Michała wyplataniem rękawic furmańskich. Nie lubił bezczynności. Najpierw po zakończeniu służby pracował dorywczo, a to na parkingu na Suchej Dolinie, a to stróżował w tartaku, czy był zaopatrzeniowcem w Orlętach. Gdy i te prace się skończyły, wędkował, wyplatał koszyki, a zima to by czas na wyplatanie rękawic. Jednak głównym motywem tych działań nie była chęć zarobku, czy realizacja ambicji, a po prostu chęć bycia między ludźmi. Stąd bardzo chętnie jeździł wyplatać rękawice do Skansenu, czy brał udział w festynach i jarmarkach. W wywiadzie mówi Barbarze Paluchowej jeszcze jedną ważną rzecz: - wyplatać rękawice czy czapki bardzo lubię. To tak, jakbym zachował na zawsze coś ze swego dzieciństwa, jakbym był wciąż wierny ojcu. Był człowiekiem niezwykle rodzinnym, pielęgnującym relacje, obdarzającym miłością. Siłę tych uczuć, czuć także teraz rozmawiając z rodziną Nakielskich. Wiele osób pamięta go w towarzystwie wnuka Tomka, z którym powiedzielibyśmy „trzymał sztamę” i który jako pierwszy nauczył się od dziadka wyplatać rękawice. Teraz wyplata je cała rodzina i dodaje ze wzruszeniem: jak nas to boli, że on tego nie dożył… Śmierć Pana Michała była dla nich punktem przełomowym w wyplataniu. Wcześniej bardziej asystowali. Teraz sami potrafią wykonać całą pracę. To piękne, kiedy tęsknotę za kimś można wyrazić w ten sposób. Kiedy patrzę na te rękawice, wtedy myślę, że przecież On tam z nimi jest.

Książka Barbary Paluchowej "Dar pamięci II" 


Źródła:

Barbara Paluchowa, Dar Pamięci II Dawni ludzie, rodziny, dawne domy, Piwniczna-Zdrój 2018, s. 265-267
Skrypt wykładów służby śledczej w Centrum Wyszkolenia M. O., Centrum Wyszkolenia M. O., [1945, 1946]
Wywiad z rodziną przeprowadzony w kwietniu 2023

Teresa Ortyl



Popularne posty z tego bloga

Jak powstała "Szkoła nad obłokami"

Paweł Liber – leśnik i bohater

Jak Piwniczną oświetlono...