KICORZ

 

Kicorz, ilustracja Maria Ekier


    Ciemne lasy, gęste mgły spowijające okolice i naturalna skłonność do wyjaśniania nieznanych zjawisk skłaniały okolicznych mieszkańców do snucia fantastycznych opowieści i powstawania ludowych podań. Powstało ich wiele w Piwnicznej i można się z nimi zapoznać m.in. sięgając po książkę Marii Lebdowiczowej „Skarby w Kicarzy” będącą zbiorem gadek przekazywanych z pokolenia na pokolenie. W ramach naszego projektu "Tajemnice uzdrowiska" ilustracje do legendy "Kicorz" wykonała Maria Ekier (więcej informacji o autorce: www.mariaekier.pl). Poniżej zamieszczamy wspomniane podanie.


KICORZ

    Kiejsi downo to se ludzie łopowiadali takie rózne rózności ło strachak, światołkak, topielcak i mamunak, co to ponieftóryk wodziuły po krzokak. Zaś dziadek mojego dziadka barz pono lubioł pogworzać ło rycerzak, zbójak i wielkoludak-łolbrzymak, co downo, downo zyły.

    Kiejsi barz, barz downo jesce nie było śladu znaku ło Piwnicny, ino na tem miejscu las łokropny stoł, a źwiyrzo grubego w niem co niemiara. Bez ten las-bór, bez wertepy przedziyrały sie kupcy ze swojemi wozami, wieźli skarby i bogactwa z Węgier na północ do Morza Bałtyckiego, abo z pónocy na połunnie do ciepłego morza, jaze do Rzymskiego Cesarstwa. A wozili nie byle co: jantar znacy sie burśtyn, skóry, złote pieniądze i łozdoby świycące, jedwobie, jaksamity i broń wselinijaką. Na takie kupieckie fury cekali zbójniki i rabuwali całe dobro. Dobrze, kiej choć ludziom daruwali zycie!

    W tamtyk casak zył w łokolicy wielkolud. Kicorz sie nazywoł. Boli sie go barz, bo nikomu nie przepuściuł, a w swoji skalny grocie zebroł wielgie skarby. Nic nie musioł robić, a zyło mu sie, ze hej! Ale widać, że dobrozycie moze sie cłowiekowi przejeś. Sprzykrzuło mu sie leniuwanie i cekanie na kupców, pomyśloł, ze musi cosik robić. Dumoł, dumoł dziyń, dwa, a po tyźniu umyśloł se góre usypać, taką coby z jyj wiyrsycka wszyćko dokoła widzieć. Jak pomyśloł tak zrobiuł. Stanął se mocno
jednom nogom nad Poprodem, drugom łopar na Brzanówkak i cały dzień mochoł a mochoł, zbiyroł skole, gline, kamycki z rzyki i sypoł góre. Koło połunnia juz zasypoł doline między potokiem, co to dzisiok Łomnicanką sie nazywo a Poprodem, po połunniu góra mu już nad pas dostawała, a łon nie przerywoł roboty. Ale widać i wielkoludy tyz się ugnyzą robotom, bo dziesi na przedwiecerzu zakciało mu sie zdrzymnąć. Popatrzuł na to co usypoł, przeciągnął się, ziywnął jaz sie góra zatrzęsła, jesce
stanął se mocno łoboma nogami nad Poprodem i usnoł tak jak stoł. Cy tak się ugnyzuł robotom, cy z jakiesi inne przycyny już sie więcy nie łobudziuł. Śpi tak do tela i pewnie do końca świata będzie społ tyn łolbrzym, co sie Kicorzem do dzisiok nazywo. Skoda, bo pewnie niejedno by pogodoł ło tem, na co sie bez te setne a może i tysiącne roki napatrzuł. Może by pogwarzył ło ludziak, co tutok z woli króla Kazimiyrza Wielkiego miasto buduwali, co tu zyli i prześli, ło casak co minoły i nigdy sie nie wrócą.

Maria Lebdowiczowa
„Skarby w Kicarzy Legendy i opowieści na motywach piwniczańskich gadek”
Piwniczna-Zdrój - Nowy Sącz 2008

WERSJA LITERACKA

    Kiedyś dawno ludzie opowiadali sobie różne historie, gadki, legendy o strachach, błądzących po polach i mokradłach światełkach, o topielcach i mamunach, złośliwych, złych babach, które żyjąc w nadrzecznych zaroślach i będąc niewidzialnymi, spóźnionego lub wracającego z karczmy przechodnia „wodziły” po krzakach, gęstwinach i bezdrożach. A dziadek mojego dziadka bardzo lubił „pogworzać” o rycerzach, zbójnikach i wielkoludach – olbrzymach, co bardzo dawno żyli.

    Kiedyś bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze nie było Piwnicznej, a na tym miejscu rosły ogromne lasy, w których żyło mnóstwo zwierzyny. Przez ten bór, przez leśne i nadrzeczne wertepy przejeżdżały, przedzierały się kupieckie wozy pełne wszelkich skarbów. Kupcy wieźli bogactwa, skarby z Węgier na północ do Morza Bałtyckiego, albo z północy na południe do ciepłego morza, aż do Cesarstwa Rzymskiego. A przewozili nie byle co, prawdziwe skarby: jantar czyli bursztyn, złote i srebrne pieniądze, błyszczące ozdoby, jedwabie i aksamity, i najchętniej nabywaną, wszelką broń. Na takie kupieckie wozy napadali rozbójnicy i rabowali całe dobro. Dobrze, jeśli darowali życie ludziom.

    W tamtych czasach żył w okolicy wielkolud Kicarz. Wzbudzał zawsze ogromny strach wśród przejeżdżających kupców, bo nikomu nie przepuścił, a w swojej skalnej pieczarze zgromadził skarby nieprzebrane, zrabowane karawanom kupieckim. Nie musiał, ani nie chciało mu się pracować, robić cokolwiek poza rabunkiem, a żyło mu się, że hej! Ale widać, że i dobrobyt i lekkie życie też się nawet olbrzymowi może znudzić. Znudziło mu się próżnowanie i czekanie na kupców. Usiadł zadumany i dumał jeden dzień, drugi, ale jakoś ciężko mu szło. Aż po tygodniu takiego wysiłku nagle coś mu błysnęło. Postanowił, że usypie wielką górę, taką, żeby z jej szczytu widzieć daleko i wszystko.

    Jak pomyślał, tak zrobił. Rano ledwie świt zabrał się do pracy. Stanął mocno jedną nogą nad Popradem, drugą oparł z rozmachem na Brzanówkach, aż się góra zatrzęsła. Cały dzień przerzucał skały, glinę i kamienie z Popradu w to jedno miejsce i sypał górę. Koło południa już zasypał dolinę między potokiem, co się teraz nazywa Łomniczanka, a Popradem. Kiedy słonko już się dobrze przechyliło ku zachodowi, góra sięgała mu już ponad pas. Nie przerywał roboty, bo go tak cieszyła ta góra, co jej nie było, a teraz będzie. Ale i wielkoludy, mocarze też się zmęczą robotą, bo koło wieczora poczuł wielką ochotę na drzemkę. Popatrzył na to co usypał, na górę, co jej nie było a teraz jest, przeciągnął się, ziewnął aż wiatr przeleciał na górą, stanął mocno obiema nogami nad Popradem i tak jak stał, zasnął. Czy tak się umęczył robotą, czy z innej przyczyny, już się więcej nie obudził. Śpi dotąd i pewnie do końca świata będzie spał ten olbrzym, co się Kicarzem do dzisiaj nazywa. A szkoda. Może wiele opowiedziałby o tym, na co się przez te setne, a może i tysięczne lata napatrzył. Może by opowiedział o ludziach, którzy tutaj z woli króla Kazimierza Wielkiego miasto budowali, którzy tu żyli i przeminęli, o czasach dobrych i złych, co mijały, mijały i nigdy nie wrócą.



Popularne posty z tego bloga

„O słoneczko wyszło” Wspomnienie Michała Nakielskiego

Jak powstała "Szkoła nad obłokami"

W lecie ta liczba redukuje się do połowy, a reszta pasie bydło, gęsi i nierogaciznę