Piwniczna przed 40-tu laty, a właściwie przed ponad 80-ciu laty! (cz. II)

Podczas realizacji zadania "Tajemnice uzdrowiska" natknęliśmy się na bardzo ciekawy tekst Stanisława Klemensiewicza publikowany w Głosie Podhala w 1938 r. Nie lada gratka dla każdego miłośnika historii lub regionu. Tekst publikowany był w dwóch częściach. Dzisiaj prezentujemy część pierwszą.

Głos Podhala 1938 nr 17 (24 kwietnia) s.3-4

Stanisław Klemensiewicz (Nowy Sącz)

Piwniczna przed 40-tu laty

    Do dalszych atrakcyj należały „nagonki” rybne, odbywające się co dwa tygodnie targi, rybołówstwo, wreszcie spacery do pociągów na przystanek. Ale tez faktycznie taka „nagonka” rybna była bardzo interesującą. Naprzód stawiało kilkudziesięciu chłopów mur z kamieni, wydobytych z wody, od jednego brzegu do drugiego, na miejscu naturalnie płytkim, ale nie w kierunku prostym, tylko idącym wzdłuż rzeki, tak iż matnia owa miała formę niewodu. Następnie cała gromada kilkudziesięciu ludzi szła w dół rzeki 2-3 km, i ustawiwszy się w dwuszeregu, od brzegu do brzegu postępowała w górę rzeki, trzymając przed sobą tzw. saki, to jest pojedyncze sieci rybackie. Przed tym wałem sieci szli chłopcy, płoszący ryby kamieniami, uderzeniami kijów i żerdzi i ogromnym wrzaskiem, podtrzymywanym przez całą nagonkę. Płoszone ryby zmykały w górę, tu jednak natrafiały na mur kamienny, więc znowu wracały, wpadając w sieci, posuwających się aż do samego muru rybaków. W ten sposób, z wyjątkiem nielicznych pstrągów, które potrafiły przeskoczyć mur, wpadały w ręce rybaków wszystkie ryby. Połowę ryb brał właściciel rewiru, połowę zaś rybacy, którzy je zaraz letnikom sprzedawali. Sam pamiętam, że wynikiem nagonki były ogromne kupy ryb, leżące na brzegu, sprzedawane b. tanio, nie na kila czy sztuki, ale kopy czy pół kopy. Również zwolennicy wędkarstwa mieli raj prawdziwy, szczególnie na potoku Czercz, gdzie za kilka godzin można było przynieść kilkanaście ładnych pstrągów.



    Odbywające się co dwa tygodnie jarmarki były też w owym czasie prawdziwym urozmaiceniem. Na nich to zakupywali letnicy przede wszystkim owoce oraz jarzynę, której miejscowa ludność nie umiała jeszcze uprawiać. Swoboda panowała ogromna i nieraz wieśniak, kupiwszy np. spodnie, przebierał je po prostu na Rynku, aby stwierdzić, czy dobrze leżą. Nie obchodziło się oczywista i bez pijatyki wzgl. małych awanturek, likwidowanych przez „policajów” magistrackich Leśniaka czy Izworskiego. Nożów jednak, na pochwałę owych czasów wtedy nie wyciągano!

Wioślarz Polski: 1925.04 R.1 Nr1, s. 12


    Życie towarzyskie polegało na wspólnych spacerach i wycieczkach. Ogniskowało się na ganeczku poczty, gdzie letnicy przychodzili po gazety i korespondencję i gdzie nieraz porozmawiali. Dopiero później założone Koło T.S.L. zaczęło pracę zapoznawczą, urządzając wieczorki i tzw. reuniony (zabawy taneczne). Występów teatralnych nie było żadnych, z wyjątkiem przyjazdu humorystów (dwu braci – kolejarzy, nazwiska dziś już nie pamiętam) z N. Sącza. Było zatym sielsko i anielsko, a przede wszystkim: swobodnie.
 
    Była i Straż Pożarna, a w związku z nią przypomnieć należy osobę jej komendanta. Był nim niejaki Broniszewski, mający dom w Rynku, oryginał, dziwak, a może nawet i maniak. Mimo tego, iż samouk, był zdolnym rzeźbiarzem, malarzem, ba nawet portrecistą. Pamiętam piękny portret leśniczego Paulego, w stroju sokolim, którego umieścił w symbolicznym trójkącie trzech cesarzy, między słupami granicznymi Austrii, Prus i Rosji oraz duży obraz „Pożar Piwnicznej”, malowany przez malarza jako naocznego świadka. Chodził Broniszewski często w mundurze strażackim, napuszenie i w lansadach i wywoływał dziwny szacunek i nieporozumienie… długą lunetą, którą ostentacyjnie rozciągał na rynku, obserwując góry! Chłopi kiwali głowami, uważając go za cudaka a może nawet „nieczystego”, chociaż ten niewyraźny człek dziesiątki kapliczek wiejskich zapełnił swymi obrazami i rzeźbami.

    Wody mineralnej podonczas nie było. A jednak pamiętam dobrze, żeśmy jako chłopcy czerpali dobrą wodę mineralną ze źródełka na Pańskiej Równi, za cmentarzem cholerycznym. Źródełko to biło nad Popradem nieomal naprzeciw dzisiejszego zdroju, leżąc widocznie na linii dzisiejszych złóż wody alkanicznej. Tylko, że wtedy o wykorzystaniu tego nikt nie myślał!

    Z biegiem lat, szczególnie po wojnie zaczęła Piwniczna przybierać inny charakter. Zaczęli budować wille kulturalni krajanie (prof. Kopytko, Widomski na Hanuszowie) a także i obcy, zainteresował się Łomnicą i Majeżem dr. Ziarko. Objęcie po Widomskim burmistrzostwa przez Piwniczanina p. J. Marciszewskiego – staje się punktem zwrotnym rozwoju Piwnicznej. W Rynku stoi już nowa szkoła, na Równi Dom Ludowy, dźwiga się z murów gmach nowego magistratu. Jest już lekarze, apteka, powstają tartaki, oświetlenie elektryczne, mosty itd. Piwniczna, szczególnie Zawodzie, Hanuszów i Majeż pokrywają się nowoczesnymi willami i pensjonatami. A wreszcie ostatnio powstaje zdrój i łazienki, z doskonałą wodą alkaniczną. Piwniczna staje się znanym zdrojowiskiem, odwiedzanym już nie przez nielicznych letników, ale szerokie rzesze kuracjuszy!

    I mimo tego, że zmieniło się oblicze Piwnicznej, mimo tego, iż Piwniczna stała się już zdrojem, jedno pozostało niezmienione, a to wartki, odżywczy Poprad i prześliczna przyroda i co najważniejsze: ona niekrępująca swoboda, która ciągnie ludzi miast i miasteczek całej Polski, ciągnie podobnie jak wabiła przed 40-tu laty pierwszych „odkrywców” tego ślicznego zakątka.

Pocztówka Mal. E. Cieczkiewicz, Piwniczna Łazy - Piwowarówka,
Wyd. Gminy król. woln. m. Piwniczny 

 
Zachowano oryginalną pisownię np. „atrakcyj”, „Majeż”, „woda alkaniczna”.
Wyszperała: T. Ortyl, przepisała: K. Jarzębak





Popularne posty z tego bloga

Jak powstała "Szkoła nad obłokami"

„O słoneczko wyszło” Wspomnienie Michała Nakielskiego

W lecie ta liczba redukuje się do połowy, a reszta pasie bydło, gęsi i nierogaciznę